Tożsamość Boga

Zbliżają się święta, na które czeka chyba każdy dorosły, a najbardziej dzieci. Będą przecież prezenty, choinka, wieczerza wigilijna, spotkania z rodziną. Na stole tradycyjnie wolne miejsce i talerzyk dla zbłąkanego wędrowca. Co pomyślisz, jakie uczucia pojawią się w tobie, gdy zapuka do twoich drzwi? Na ile w tym pustym krześle tkwi tradycji a ile prawdziwej ludzkiej życzliwości dla bliźniego? Co stanie się naszym bogiem? Ten, który narodził się w Betlejem jest doskonałą Miłością.

My wierzymy w Niego,

nie dlatego, że sobie Go wymyśliliśmy, ale dlatego, że On nas wybrał. Gdyby Bóg był ludzkim wynalazkiem, wyglądałby tak, jak my i spełniałby nasze zachcianki. Byłby kimś

w rodzaju bogów z greckiego Olimpu – takim człowiekiem, tylko dysponującym większymi możliwościami. Gdyby się zdenerwował, waliłby piorunami jak Zeus, gdyby miał ochotę oczarować kobietę, byłby przystojny jak Apollo, a gdyby miał ochotę coś ukraść, byłby zwinny i sprytny jak Hermes.

Tymczasem prawdziwy Bóg, ilekroć objawił się ludziom, zawsze ich zaskakiwał. Najpierw tym, że okazał się Bogiem jedynym. To był zupełny skandal, bo wszyscy dookoła wyznawali wielu bogów, a tu nagle jeden i to w dodatku taki, który zakazuje czcić jakiegokolwiek innego. A potem to już niespodzianka goniła niespodziankę. Bo kto z ludzi wymyśliłby takie

coś, że sam Bóg stanie się małym i bezradnym dzieckiem? W dodatku nie jest dzieckiem potężnego monarchy, ale skromnej kobiety z ubogiej wioski na krańcu imperium. Ale żeby chociaż urodził się w świątyni albo w pałacu! To nie – On urodził się w stajence. A to dopiero początek.

Po latach wzrastania w zwykłym domu Syn Boży staje się głosicielem rzeczy niesłychanych. Okazuje się, że nie ten jest królem, kto rządzi, ale ten kto służy. Najważniejszą zasadą  jest miłość Boga i bliźniego, a jedna bez drugiej nie jest możliwa. W dodatku bliźnim jest nie tylko swój, ale i nieprzyjaciel. No, bo kto by to wymyślił, że trzeba kochać tych, którzy nas nienawidzą? A kto wymyśliłby Eucharystię?  Słuchacze Jezusa, którzy widzieli Jego cuda, pukali się w czoła i mówili: „twarda jest ta mowa”. Wreszcie największy skandal, po którym zwątpili nawet uczniowie – Mesjasz, który potrafił uciszyć burzę, uleczyć chorych, wskrzeszać umarłych staje się skazańcem i pośmiewiskiem tłumu. Opluty, zbity, obrzucony obelgami i wyzwiskami umiera w męce jak ostatni bandyta. I to jest Bóg? Gdyby takiego boga wymyślili ludzie, to by, chociaż z krzyża przyłożył kpiarzom jakimś piorunem. A tu nic – cisza grobu. I dopiero ten grób jest świadkiem mocy Boga. Ale nawet Zmartwychwstanie nie odbyło się z fanfarami. My byśmy zwołali konferencję prasową, a tu po prostu o świcie okazało się, ze ciała nie ma. Jakież to wszystko inne od tego, jak my byśmy się zachowali. Ale On nas kocha i chce byśmy i my tak kochali – byli tacy jak On – łagodni, święci, niosący pokój. „Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się bogiem.”

W jednej z kolęd śpiewamy: „cicha noc, święta noc…” Cicha noc bez fanfarów

i okrzyków radości. A przecież narodził się Ten, który niesie pokój i miłość. Dlaczego więc tak cicho  w Betlejem? Rodzi się ktoś święty – na świat przychodzi sam Bóg, a ludzie nie mieli dla Niego czasu i miejsca w gospodzie. W natłoku codziennych spraw zabrakło dobrej woli  i świętego czuwania. Przygotowywani na przyjście Mesjasza przeoczyli Jego narodziny. Później będą tylko mieli czas, aby Go ukrzyżować.

Niech czas świąteczny stanie się czasem czuwania oraz refleksji nad tożsamością Wcielonego Słowa Bożego.

 

Autor: Krzysztof Liberadzki

Tagi