Przywykliśmy do poważnych obchodów, które są nam potrzebne, żeby godnie upamiętnić wydarzenia sprzed wieku. Celebrujemy 11. dzień listopada, organizując uroczyste gale, jednak czasem umyka nam jakże istotny aspekt Święta Niepodległości: to przecież szczęśliwa i radosna data. Powrót Polski na mapę Europy to również powód, żeby się po prostu cieszyć.
– Chciałbym, żebyśmy dzisiaj świętowali radośnie i spontanicznie – stwierdził wójt Albert Bartosz, witając wszystkich uczestników. – Żebyśmy myśleli przede wszystkim o tym, co nas łączy i jednoczy. I stąd nasza dzisiejsza impreza: podkreślmy naszą radość właśnie śpiewem.
Biesiadna formuła sprawdziła się doskonale. Amatorzy wspólnego śpiewania wypełnili główną salę i "jaskółki" Domu Strażaka. Wydrukowane zawczasu śpiewniki z rzadka szły w ruch, bo szybko wyszło na jaw, że biesiadnicy świetnie znają patriotyczny kanon. Każdy utwór poprzedzała treściwa informacja o okolicznościach jego powstania, co zapewne stanowiło gratkę dla miłośników historii. Poszukiwacze ciekawostek mogli je znaleźć także na wystawie dokumentującej małopolskie formacje Wojska Polskiego, które wzięły udział w bitwie pod Rajskiem.
Uczestników Biesiady Patriotycznej wspierał i inspirował chór Canticum Canticorum z Libiąża. Jego dyrygent, Piotr Ciuła przytoczył na wstępie poetycką strofę, która stała się mottem spotkania:
Gdzie słyszysz śpiew, tam śmiało wstąp,
tam dobre serca mają.
Bo ludzie źli, ach, wierzaj mi,
ci nigdy nie śpiewają.
"Legiony", "Przybyli ulani pod okienko" i "Raduje się serce, raduje się dusza" poszły na pierwszy ogień. Najbardziej kreatywni śpiewacy zostali symbolicznie nagrodzeni przez prowadzącego. Melodia "Wojenko, wojenko" zakołysała towarzystwem. Rytm "Piechoty" został wyklaskany, a refren "Ułanów, malowanych dzieci" poderwał śpiewających z krzeseł. Następnie zaprezentowali się zwycięzcy Konkursu Pieśni Patriotycznej. Ich występ był finałowym akcentem części oficjalnej.
Nadeszła chwila na poluzowanie apaszek i krawatów, a po niej – i po zwyczajowo niepoważnej przysiędze – biesiadnicy zostali podzieleni na dwie rywalizujące ekipy. Która strona równiej wykona choreografię do "Pieśni o małym rycerzu"? Która rozwiąże więcej nieprzystojnych zagadek? Wreszcie – która zwycięży w przeciąganiu liny? Zmagania urozmaicały piosenki dobrane pod hasło biesiady, które brzmiało "Na ludowo". Koła gospodyń i luźne grupy znajomych chóralnie śpiewały "Szła dzieweczka", "Wiła wianki" i "Pije Kuba". Między stołami przejechał wypełniony przebierańcami "pociąg z daleka", po czym „konduktor łaskawy” powiódł pasażerów zgodnie z rozkładem jazdy do polki, walca, kankana, a nawet rock and rolla i kazaczoka.
Z upływem czasu i napojów dowcipy stawały się coraz bardziej jędrne, a w repertuarze zagościły współczesne przyśpiewki, wciąż jednak utrzymane w ludowej konwencji, jak "Ściernisko" i "Konik na biegunach". Kiedy rozległy się dźwięki popularnej "Ukrainy" na scenie z mikrofonem w dłoni pojawił się Albert Bartosz. A gdy nieco opadły emocje, konferansjer napomknął, że wójt chce go chyba wygryźć z posady. Czy był to tylko niewinny żart, przekonamy się za rok, na kolejnej Biesiadzie, w setną rocznicę odzyskania Niepodległości.
Tegoroczną imprezę zorganizował Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji. Poczęstunek przygotowały Gospodynie z Kół działających w gminie Oświęcim. Goście dali się porwać w wir zabawy, a śpiewy przeszły w tańce i hulanki, więc można wierzyć, że w 2018 roku spotka się jeszcze liczniejsza i głośniejsza kompania.